To erotyka budzi emocje
Przed "Ślubami panieńskimi" wyglądam zza kulis i obserwuję publiczność. Jeśli nie dosięga nogami ziemi, jestem przerażony - mówi Grzegorz Małecki, aktor Teatru Narodowego.
"Ale cyce pokazuje!", "Seks, będzie seks!" - słyszała podczas spektaklu "Romeo i Julia" nasza czytelniczka, która oglądała go razem z gimnazjalistami. Opisała to w liście do nas i do Teatru Powszechnego, który wystawia to przedstawienie. Opublikowaliśmy go wczoraj. Wywołał żywą dyskusję, czy uczniowie powinni chodzić do teatru razem z dorosłymi, czy też organizować dla nich osobne spektakle.
"Granie potrafi być frustrujące"
- Gram w kilku spektaklach, które są polską klasyką. Przychodzą na nie szkoły. Przed "Ślubami panieńskimi" w reżyserii Jana Englerta wyglądam zza kulis i obserwuję publiczność. Jeśli nie dosięga nogami ziemi, jestem przerażony. Granie dla widowni, która jest w stu procentach szkolna, potrafi być frustrujące - mówi Grzegorz Małecki, aktor Teatru Narodowego. - Poprosiłem nasz dział promocji, żeby szkolna widownia stanowiła połowę publiczności. To się sprawdza.
Jedna z aktorek Teatru Powszechnego podkreśla, że zachowanie młodzieży na opisywanym przez czytelniczkę spektaklu "Romeo i Julia" było wyjątkowo złe i zdarzyło się po raz pierwszy. Jednak artyści nie zdecydowali się przerwać przedstawienia. - Nie ulegliśmy atmosferze. Pod koniec spektaklu było większe skupienie, co pomogło nam przeprowadzić bardzo trudny finał - podkreśla.
Czy dla młodych widzów powinno organizować się osobne spektakle? Magda Szpak i Justyna Sobczyk z Instytutu Teatralnego uważają, że nie. Gimnazjaliści powinni przychodzić na wieczorne przedstawienia i uczyć się "dorosłego" odbioru sztuki. Magda i Justyna prowadzą m.in. zajęcia dla nauczycieli, którzy chcą zabierać na nie uczniów. - Namawiamy, by szkoły chodziły do teatru. Nie tylko na lektury. W Warszawie oferta jest tak duża, że można znaleźć propozycje dla dzieci w każdym wieku - podkreśla Justyna Sobczyk. - Mamy społeczną umowę, jak należy zachowywać się w teatrze: podczas przedstawienia jesteśmy cicho, a swoją opinię możemy wyrazić na koniec, bijąc brawo lub wychodząc. Reakcje, o których pisze wasza czytelniczka, pokazują, że problem leży w tematyce seksualności. Jeśli w szkole i w domu nie rozmawia się na ten temat, to kiedy młody człowiek widzi w teatrze coś, co mu się z erotyką kojarzy, reaguje w sposób nieprzewidywalny.
"Trudny czas w życiu"
Magda Szpak: - Stygmatyzuje się gimnazjalistów. To trudny czas w życiu, ale należy z nimi rozmawiać, by rozumieli, że są różne konwencje teatralne i by później mogli je świadomie odbierać jako dorośli widzowie.
Jednak jeśli wydarzy się taka sytuacja jak ostatnio w Powszechnym? Jak reagować?
Grzegorz Małecki: - Kiedy stoimy na scenie, jesteśmy bezbronni. Już się przyzwyczailiśmy, że dzwonią komórki, przychodzi SMS. Jak słyszę dzwonek telefonu, przerywam. Patrzę w podłogę i czekam, aż właściciel wyłączy telefon. Trudniej jest, gdy przeszkadza młody widz. Kolega z innego teatru opowiadał, że kiedyś miał w pierwszym rzędzie gimnazjalistę, który całe przedstawienie komentował wygląd jednej z aktorek. W końcu kolega nie wytrzymał, przerwał spektakl, wziął go za fraki, postawił na scenie i powiedział: "Teraz ty grasz!"
I dodaje: - Ale i dorośli bywają bezmyślni. Ostatnio graliśmy w Teatrze Polonia "Konstelacje". Na przedstawienie przyszła pani z półrocznym dzieckiem, które pół spektaklu płakało. Dodatkowo publiczność to komentowała. Maria Seweryn przerwała spektakl i poprosiła tę panią o opuszczenie widowni.