Jubileusz Romana Kłosowskiego w Teatrze Powszechnym
"Gdybym tak nie cenił i nie kochał Łodzi, nie przyszedłbym tu dziś, nie stanął przed Państwem" - przyznał Roman Kłosowski, którego w sobotni wieczór publiczność Teatru Powszechnego mogła oglądać w "Ostatniej taśmie Krappa" Samuela Becketta.
Na dwa dni przed przygotowanymi w łódzkim teatrze obchodami 60. rocznicy pracy artystycznej znakomity aktor pożegnał żonę, Krystynę, którą poznał i poślubił rok po swym scenicznym debiucie. Od tamtego czasu nie rozstawali się ze sobą...
W Łodzi gościnnie pokazany został spektakl "Akt bez słów - Komedia - Ostatnia taśma Krappa - Oddech" [na zdjęciu], który w Teatrze im. J. Osterwy z Gorzowa Wielkopolskiego z myślą o jubileuszu Romana Kłosowskiego wyreżyserował Krzysztof Prus.
Kłosowski/Krapp jest osią spektaklu, choć nie on pojawia się jako pierwszy. W pustą, czarną, rozświetlaną pojedynczymi smugami przestrzeń zostaje wrzucony młody chłopak (Jarosław
Odzyskuje pamięć i świadomość i rusza dziarskim krokiem do wyjścia, lecz trafia na barierę (postać?), która nie pozwala mu wydostać się na zewnątrz.
Sytuacja powtarza się, aż chłopak odnajduje świecący niewyraźnie reflektor. Dzięki niemu wyrwie z ciemności twarze obserwującej go publiczności. Odnajdzie też postaci z "Komedii", ciała trójkąta małżeńskiego, uwięzione w urnach i ciągłym rozpamiętywaniu swej historii. Okaże się, że między samotnością w związku a samotnością ich aktualnej sytuacji nie ma wielkiej różnicy.
Najciekawiej, najbardziej różnicując swą postać męża i kochanka, którego obie kobiety przestają interesować, interpretował Leszek Perłowski. Pokazał, że "Komedia" choć głęboko tragiczna, nie musi być wolna od humoru, oczywiście iście Beckettowskiego.
Wreszcie przyszedł czas na Krappa - życiowego rozbitka, niespełnionego człowieka i artysty, który od lat w dniu urodzin rejestruje przemyślenia na temat własnego życia, odtwarzając jego bieg z wcześniej zapisanych taśm. Krapp dialoguje ze sobą samym z przeszłości, wyśmiewa jedne decyzje, z innymi nie godzi się.
Ponad 80-letni Kłosowski jeszcze raz błysnął klasą i profesjonalizmem, których zazdrościć mogą mu młodsi aktorzy: z pozornych niedomagań (słabego już wzroku) potrafił uczynić atut, zmienić je w teatralne tworzywo. To jeden z bardziej ludzkich, zwyczajnych "Krappów". Także jeden z niewielu, który godzi się na swoje przemijanie, dzięki czemu wygrywa z tą częścią swej osobowości, która każe dokonywać rejestracji.
Spektakl kończy klamra w postaci zmodyfikowanego "Aktu bez słów". Widmowe postaci wprawiają w ruch bryłę, w której siedzi Krapp i całe to panoptikum znika. Spektakl Krzysztofa Prusa, choćby przez kolażowość scen, przypomina estetykę teledysku. Jednak posłużenie się geometrią w scenografii i pustką przestrzeni trafia w estetykę Becketta i bardzo bliskie jest duchowi jego dramatów. Nadaje również siłę pojedynczym gestom i symbolom.
Po niekończących się owacjach na stojąco Roman Kłosowski wrócił na scenę, by wziąć udział w prezentacji biografii "Z Kłosem przez życie", napisanej wspólnie z teatrologiem Jagodą Opalińską. Najpierw w hołdzie dla Krystyny Kłosowskiej (za czasów dyrektury "Kłosa" w Teatrze Powszechnym nazywana była najczęściej "panią Maliniakową") publiczność mogła usłyszeć historię poznania się małżonków i z humorem opisane przygotowania do ślubu.
Czynnie w rozmowie uczestniczyła i "łódzkie" fragmenty książki przeczytała Barbara Szcześniak, jedna z ulubionych aktorek Romana Kłosowskiego, którą dostrzegł na kinowym ekranie i wywalczył jej angaż do "Powszechnego", a która rychło stała się jego... synową.
- Nie traktowałem pracy w łódzkim teatrze jak zesłania, przerwy w pracy artystycznej. Chciałem realizować tutaj swój projekt teatralny, moją wizję teatru aktualnego, zaangażowanego w sprawy społeczne. I myślę, że mi się to udało. To był dla mnie bardzo ważny okres - podkreślał Jubilat.
Nie brakło innych łódzkich anegdot. Aktor, który jest zapalonym kibicem piłki nożnej, został zaproszony na mecz Widzewa z GKS Tychy. Gdy zasiadł na przygotowanym dla niego miejscu na trybunie, rozległo się gromkie: "Roman, Roman, ty pijaku!". Zmieszani notable zaczęli przepraszać dyrektora. Okazało się jednak, że kibice z Tychów witali jednego ze swych piłkarzy.
Jedną z niezapomnianych kreacji Romana Kłosowskiego na scenie "Powszechnego" był Szwejk w debiutanckim spektaklu Janusza Zaorskiego. Rola i spektakl przypadły do gustu nie tylko publiczności. Dyrektor Teatru S.K. Neumana w Pradze (w którym jako maszynista, bileter i statysta pracował Bohumil Hrabal) powiedział znacząco: "Pan jest uszyty na rolę Szwejka". W sobotę Roman Kłosowski udowodnił, nie pierwszy raz, że nie tylko na Szwejka.