Artykuły

Nie udawać Greka

W odstępie zaledwie dziesięciu dni stołeczny Teatr Wielki był świadkiem premier dwóch oper, których libretta oparto na dziejach mitycznego rodu Atrydów. Opisano je w starogreckich tragediach - Ajschylos w trylogii scenicznej "Oresteja" i Sofokles w "Elektrze".

"Elektra" Richarda Straussa to przeniesienie z Amsterdamu in­scenizacji Willego Dekkera, zrealizowanej przed dziesięciu laty. Monumen­talna, surowa scenografia idealnie zapełniła przepastną przestrzeń Teatru Wielkiego. Orkiestra dała z siebie wszystko, a Ewa Podleś w partii Klitemnestry stworzyła kreację wiekopomną, lecz... nie była to produkcja rodzima od początku do końca, a koncepcja Dekkera podkreślała archetypiczność i uni­wersalność opowiedzianej historii.

W przeciwną stronę podążył Michał Zadara, wystawiając "Oresteię" (1965, osta­teczna wersja: 1992) Iannisa Xenakisa. Jeden z najpopularniejszych twórców młodego pokolenia teatru został zaproszony przez dy­rekcję w ramach przewietrzania szacownego gmachu na scenie kameralnej. Poprzednia uczestniczka akcji estetycznego odświeżania - Barbara Wysocka - przedstawiła tam bra­wurową inscenizację opery Glassa "Zagłada domu Usherów". Zadara nie tylko wietrzył; on wywołał potężny przeciąg, bez wahania czyniąc ze spektaklu operowego wykład o współczesnej historii Polski.

Debiutant na scenie muzycznej uważa "Oresteię" za naturalną kontynuację swego dorobku w teatrze dramatycznym: "Właści­wie każdą przeze mnie wystawianą sztukę czytałem przez jej strukturę, czyli muzycz­nie. Wesele, Odprawa posłów greckich, Kartoteka, Wałęsa - to są wszystko par­tytury muzyczne, tylko że na skład czysto aktorski. Więc nic się nie zmienia w mo­mencie, kiedy dochodzi skład orkiestrowy, dochodzi jeszcze jeden twórczy współpra­cownik, czyli dyrygent i dochodzą ludzie, którzy wytwarzają ładne dźwięki, więc w ogóle mi to nie przeszkadza. Bardzo lubię jak są ładne dźwięki".

"Ładne" - to przewrotne określenie chro­pawych, brutalnych współbrzmień Xenakisa. Grecki kompozytor próbuje się zbliżyć do naszych wyobrażeń o muzyce Hellady. Orkiestra jest skromna, dominują instru­menty perkusyjne i dęte, a pierwiastek ryt­miczny wysuwa się na pierwszy plan, przed melodię. Wiele jest śpiewu a cappella lub z towarzyszeniem jedynie perkusji. Śpiew solowy jest bliski melorecytacji, a chóralny - realizowany białym głosem. Xenakis ogra­nicza partie solowe do dwóch - Kasandry i Ateny (u Zadary wykrojona jest jeszcze postać Działacza), wprowadza też kilka ról niemych.

Treść cyklu trzech tragedii Ajschylosa skondensował Xenakis w stuminutowym libretcie. Powrót Agamemnona z wojny tro­jańskiej wraz z branką, Kasandrą; zamordo­wanie tych dwojga przez żonę Agamemno­na, Klitemnestrę i jej konkubenta, Ejgistosa; pomszczenie ojca przez Orestesa i Elektrę; ostateczne zamknięcie cyklu zemsty. W stu minutach spektaklu Zadara skondensował ćwierćwiecze historii Polski, lata 1945-1971: prześladowania żołnierzy wracających z Za­chodu, reformę rolną, represje stalinowskie, odwilż gomułkowską, masakrę Grudnia 1970 i strajk włókniarek z lutego 1972, po którym Gierek zapytał: "Pomożecie?". Reży­ser operuje sugestywnymi, czytelnymi środ­kami - napisy i projekcje filmowe, charakte­rystyczne stroje zetempowców, chłopów, robotników. Chórzyści stają na widowni, grając na grzechotkach i kołatkach, do fina­łowej radosnej pieśni chóru dołączają wi­dzowie, trzepocząc rozdanymi arkuszami kalki technicznej.

Zadara wyjaśnia: "Oresteia ma opowie­dzieć o źródle naszej tożsamości politycznej.

[...] nasza współczesna sprawiedliwość wymaga zapomnienia przeszłych zbrodni i krzywd. Musimy się przyzwyczaić do życia w posthistorii, w której już nie ma narracji o zbrodni i zemście, tylko jest codzienne ad­ministrowanie państwem przez ludzi w sza­rych garniturach".

Urodzony w 1976 Zadara nie ma wątpli­wości, że wolno mu formułować tak śmiałe wnioski, skoro artyści, którzy w PRL-u żyli, unikają w swojej twórczości rozliczeń z prze­szłością. Czy jednak wolno mu poddawać obróbce językowej (w napisach; opera jest wykonywana w pięknie brzmiącym orygi­nalnym języku) tekst Ajschylosa/Xenakisa, tak by przystawał on do jego autorskiej wi­zji? Oprócz oczywistego uwspółcześnienia języka w przekładzie - dostępne przekłady "Orestei" Ajschylosa są dzisiaj naprawdę nie do czytania - Zadara z zespołem translato­rów tłumaczy np. "bogów" jako "Boga".

Kontrowersyjne odczytanie libretta nie wpłynęło na poziom muzyczny spektaklu. Franek Ollu perfekcyjnie panował nad ol­brzymim zespołem, w którym, oprócz partii wokalnych każdy chórzysta dorosły lub dziecięcy miał do wykonania na scenie i wi­downi odrębne zadania. Niesamowitą kre­ację wokalno-aktorską stworzył Holger Falk - zwłaszcza w monologu Kasandry, akom­paniując sobie na psalterium, którego dźwięk przypominał koto - tradycyjny in­strument japoński. Postać Kasandry jest syntezą teatru greckiego i teatru no. Falk, w czarnej damskiej peruce, modulował głos, raz melorecytując słowa Kasandry (false­tem), raz - kwestie Boga (barytonem). To wstrząsające skalą ekspresji studium bólu i szaleństwa.

Na premierze kontuzjowanego w czasie prób Falka zastąpił młody polski śpiewak Maciej Nerkowski, który zaśpiewał rewela­cyjnie, aczkolwiek nie mógł zrezygnować z nut i wykonać zaplanowanych dla tej roli zadań aktorskich. Wielkie wrażenie robiły trudne fragmenty chóralne, dopracowane w najdrobniejszych szczegółach dykcyjnych i intonacyjnych.

Na uwagę zasługuje też pomysłowy pro­gram, wydany przez Teatr Wielki i plakat do spektaklu, trafiający w sedno tej inscenizacji. Jest na nim fotografia przedstawiająca dwu­letnią matkę reżysera na tle ruin Warszawy w roku 1948.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji