Artykuły

Patrząc z „Balkonu”

Co widać z Balkonu Jeana Geneta? Widać, że teatr jest światem, że wszystko, co ludzi łączy i dzieli to ceremoniał.

Genet obala humanistyczne zadufanie człowieka, odbie­rając mu tzw. wnętrze, czy­li złudzenie wyboru. Wbrew pozorom jest więc Genet pi­sarzem społecznym, tyle tyl­ko, że przystępuje do badania społeczeństwa nie jak socjo­log czy historyk, ale jak pi­sarz lub filozof kultury. Dlate­go nawet, demonizuje konwencję jako zasadę organizacji społecznej, wskazuje na wzglę­dność pozycji jednostki w zależności od kostiumu, samej grze przypisując siłę sprawczą. Dawne, XIX-wieczne rozróżnienie między grą-udaniem a życiem zostaje zniesione. Sko­ro istnieje tylko gra, teatr jest światem.

Twórczość Geneta od początku fascynowała swoją odmienną optyką widzenia świata, bezwzględ­nością jego rachunku wysta­wianego człowiekowi, choć różnica w ujmowaniu rzeczywistości w stosunku do wiel­kich poprzedników nie była tak znaczna. Polegała, w głów­nej mierze na radykalizmie wyciąganych wniosków. Moż­na by sporządzić ogromny re­jestr dzieł, w których kwestia roli, ceremoniału, kostiumu stanowiła jądro problematyki. Dość przypomnieć Calderonowskie Życie snem.

Z Balkonu widać, że ludzie grają role, jakie przydziela im los, przed tą grą bro­nią się, grając role wymarzo­ne przez siebie, korzystając przy tym z usług przedsię­biorstwa pani Irmy. Ten oso­bliwy burdel, jak wykaże Ge­net nie różni się niczym od świata na zewnątrz, toteż w każdej chwili może nastąpić zamiana ról. Więcej nawet: świat poza tym teatralnym śmietniskiem nie istnieje, jest fikcją, udaną grą, a więc je­dynie schronienie w teatrze oferuje jakąkolwiek formę istnienia.| Łatwiej napisać, trudniej to pokazać, jak wskazuje doświadczenie Andrzeja Paw­łowskiego, dla którego Balkon to jeden z najlepszych dramatów, jakie zostały na­pisane. Pawłowski – z pozycji miłośnika – nie znalazł klucza do Geneta, bał się dalej idących skrótów i dał w re­zultacie spektakl nierówny. Zwłaszcza katalog dewiacji psychicznych, różnych odmian sadyzmu i masochizmu, jakim jest po części Balkon, nie­gdyś zapewne szokujący, w przedstawieniu „Ateneum” nuży. Zamiast filozoficznej finezji i dwuznaczności wymowa obrazów scenicznych sprowa­dza się do pobocznego porzekadła; punkt widzenia zależy od punktu siedzenia (czytaj: roli). Genetowski model teatru-świata nie przemówił tym razem ani do emocji, ani do intelektu widowni, Pawłows­ki, jak to wynika z przedsta­wienia, poszukiwał sposobu na Geneta między satyrą i grotes­ką. Mogła to być droga owo­cna, jeśli zważyć, że w Bal­konie mamy do czynienia w większości z postaciami zredukowanymi, a więc nie tyle z bohaterami typu psychologicznego, ale marionetkami, wykonującymi role.

Z możliwości tych sko­rzystali jednak nieliczni wykonawcy: Henryk Talar (rola Generała to kolejne świadectwo doj­rzałości jego talentu), Grażyna Strachota (Klacz Ge­nerała) i Leonard Pietra­szek (Komendant Policji). Nad całością górowała Barbara Wrzesińska jako Irma – Kró­lowa, będąca w równej mierze inscenizatorem cudzych losów co ofiarą gry przypad­ków. Dla tej czwórki aktorów warto wybrać się do teatru na Powiśle, nie obiecując sobie jednak zbyt wiele po widoku z Balkonu.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji