Nic, tylko grają
Teatr „Buffo” przedstawił nowy program satyryczny, złożony z kilkunastu skeczy, monologów i piosenek w wykonaniu swoich najlepszych artystów. Mistrzowie polskiego kabaretu popisują się w nieudanych na ogół numerach niezłym aktorstwem, nadrabiając braki dowcipu i point w tekstach godnymi podziwu wyczynami. Tu się gra tak, jakby to było naprawdę dowcipne — śmiało, z podniesionym czołem, bez żadnego usprawiedliwienia. Oczywiście przez to przedstawienie wcale nie staje się lepsze — odwrotnie, dopiero wtedy widać całe jego ubóstwo.
Jest w tym programie kilka momentów wspaniałych, śmiesznych do niemożliwości, w najlepszym stylu: na przykład monolog Kobieta sama Gozdawy i Stępnia w wykonaniu niezrównanej Ireny Kwiatkowskiej, albo Calypso-Ensemble tych samych autorów w wykonaniu czwórki rewelersów pod dyrekcją Adolfa Dymszy (wśród nich wybija się Saturnin Żurawski wspaniałą maską i mimiką). Znakomita jest piosenka Muzyk w ciekawej interpretacji Lidii Korsakówny. Świetny pomysł, chyba jednak zmarnowany, pojawił się w piosence satyrycznej I to wszystko za moje pieniądze, wykonywanej przez Kazimierza Krukowskiego. Jeszcze Stefania Górska w parodii jednej z telewizyjnych śpiewaczek — i to chyba wszystko, co zasługuje na uwagę w tym programie. Znakomity Tadeusz Olsza tym razem nie ma żadnego dobrego tekstu, z wielką szkodą dla siebie i widzów. Również młodzi aktorzy „Buffo” (Marian Jonkajtys, Teresa Belczyńska, Barbara Wyszkowska) — niewiele mają do powiedzenia.
Słabych tekstów nie nadrobi najlepsze nawet aktorstwo. W „Buffo” nic, tylko grają — w literackich pomysłach mało wdzięku, dowcipu i smaku. Nudzenie na temat Powrotu taty Adama Mickiewicza, rozciągnięte na cały program niby w formie elementu wiążącego, psuje wszystko do reszty. Wielbiciele kabaretu i satyry wyzbywają się już ostatnich nadziei.