Hip-hop i Fredro
"Szkoła na opak" w reż. Sabiny Wacławczyk w Teatrze Lalek Arlekin w Łodzi. Pisze Igor Rakowski-Kłos w Gazecie Wyborczej - Łódź.
W teatrze Arlekin można oglądać spektakl "Szkoła na opak" w reżyserii i ze scenografią Sabiny Wacławczyk. Najmocniejszym punktem spektaklu jest beatboxowy podkład muzyczny.
Zgodnie z bachtinowskim tytułem szkolna sytuacja zostaje wywrócona na nice. Pomoce naukowe i ławki tworzą przestrzeń, której punktem odniesienia jest sufit, a nie podłoga. Podobnie odwrócone zostają relacje między uczniami - zresztą dorosłymi - a nauczycielem. Wprawdzie to wciąż belfer wpisuje oceny do dziennika, ale jego wychowankowie dopominają się jedynek, a "przynajmniej nagany z zachowania".
Za tekstową podstawę posłużyły utwory Aleksandra Fredry, Jana Brzechwy, Jerzego Ficowskiego i Ignacego Krasickiego. Struktura spektaklu razi monotonią i przewidywalnością. Najpierw oglądamy scenę dialogową między uczniami a nauczycielem, a po niej następuje zaśpiewanie lub nawet zarapowanie literackiego klasyka. Na szczęście te autonomiczne fragmenty zostały pomyślane i zagrane z wielką fantazją. Tutaj akurat nie ma miejsca na powtarzalność. Scenografia i rekwizyty zmieniają się i pełnią nieraz zaskakujące funkcje, jak np. parasolka imitująca żabę.
Spektakl przed nudą, na którą pracuje całościowa kompozycja, ratuje muzyka o hiphopowej genezie. Adrian Chmielecki, Mateusz Król i Tomasz Walczak przygotowali beatboxowy podkład, który często odwraca uwagę od znanych treści z zaangażowaniem przekazywanych przez czworo aktorów.
"Szkoła na opak" to jeden z najsłabszych spektakli Arlekina w ostatnim czasie - w teatrze poprzeczka jest zawieszona dość wysoko. Widać w spektaklu dużą kreatywność i reżyserską wyobraźnię, tym bardziej szkoda, że efekty zostały częściowo zniweczone przez schematyczną strukturę. Najważniejszą ocenę jednak stawiają dzieci. A dla tych wystarczająco zabawna jest już sama sytuacja wielopoziomowego odwrócenia - mała zemsta na nielubianej szkole.