Nagrodzone w Edynburgu "Pieśni Leara" mają polską premierę
- Posypały się zaproszenia na festiwale na świecie - od Australii i Wlk. Brytanii po Indie. Kokosów mieć z tego nie będziemy, ale taki jest los teatru awangardowego - mówi reżyser Grzegorz Bral przy okazji polskiej premiery spektaklu "Pieśni Leara", który zdobył w sierpniu nagrodę Fringe First na festiwalu w Edynburgu.
Magda Podsiadły: Po "Macbeth", w którym nie tekst, lecz muzyczność szekspirowskiego języka była inspiracją, czym zajmujesz się w "Pieśniach Leara"? Grzegorz Bral: Fascynuje mnie niewielki tekst Fryderyka Nietzschego "Narodziny tragedii z ducha muzyki". Od lat podążam w teatrze tym tropem. Tragedia narodziła się z muzyki i ma strukturę muzyczną. W "Pieśniach Leara" konstrukcja spektaklu opiera się na dramaturgii muzycznej, a szekspirowski mit jest tylko inspiracją. W spektaklu emocjonalny konflikt między Learem a Kordelią i pozostałymi dwiema córkami, jaki w tekście buduje tragedię króla, jest tylko punktem wyjścia. To muzyka wyznacza emocjonalny konflikt wewnątrz tragedii.
Tylko taka jest rola jednej z najtragiczniejszych szekspirowskich postaci?
- Król Lear jest oczywiście główną postacią, której dotyczą wydarzenia na scenie, ale nie opowiadam jego historii linearnie, bo zakładam, że wszyscy ją znają. Czyli że jest to o królu, który zadaje swoim trzem córkom pytanie, czy go kochają. I dzieli królestwo między dwie, które to potwierdzają, a następnie go zdradzają. Mnie bardziej interesuje tragiczność zawarta w muzyce.
I widzowie w Anglii to zaakceptowali?
- Festiwal w Edynburgu prezentuje awangardę, więc publiczność lepiej przyjmuje eksperymenty niż klasykę. A "Pieśni Leara" w całości są skomponowane muzycznie. Na potrzeby spektaklu zamówiłem muzykę u kompozytorów. Maciej Rychły z Kwartetu Jorgi napisał muzykę roboczo nazwaną koptyjską, gdyż jest inspirowana fragmentami gnostyckiej ewangelii św. Tomasza. Drugim kompozytorem jest Korsykanin Jean-Claude Acquaviva, lider zespołu muzyki tradycyjnej "A Filetta", który specjalizuje się w średniowiecznej religijnej muzyce chrześcijańskiej. Acquaviva rozpisał kilka monodycznych kanonicznych chorałów gregoriańskich na wielogłos i zrobił współczesną transkrypcję ich motywów. Te dwie muzyki, tzw. koptyjska i gregoriańska, zderzają się ze sobą w taki sam sposób jak racje dwóch stron w szekspirowskim dramacie. Lear reprezentuje muzykę chrześcijańską, czyli władzę, Boga, ład, a bardzo dynamiczna muzyka koptyjska wprowadza dekonstrukcję, narusza porządek królestwa, budzi demony, złe bóstwa.
Wspominałeś przy jednym z etapów pracy nad "Pieśniami Leara", że wprowadzisz do spektaklu tradycyjnego opowiadacza.
- I tu właśnie ten spektakl różni się od poprzednich dokonań teatru Pieśń Kozła. Jest rodzajem storytellingu, którego funkcja jest jednak zmieniona wobec tradycyjnego aktu opowiadania. Na scenie opowiadacz jest narratorem - wziąłem na siebie to zadanie. Wprowadzam widzów nie w przestrzeń mitu, lecz w przestrzeń spektaklu, w jego konstrukcję, inspiracje, konteksty, muzykę. Uznałem, że spektakl potrzebuje objaśniacza, egzegety, który skieruje wyobraźnię widza na właściwy tor percepcji. Istniało niebezpieczeństwo, że widzowie odbiorą go jak koncert, oratorium, a opowiadacz, zgodnie ze swoją tradycyjną rolą, zmienił tę formę w spektakl.
Po ośmiu latach znów jesteście laureatami prestiżowych nagród na słynnym festiwalu w Edynburgu. Co za tym idzie?
- Posypały się zaproszenia na festiwale na świecie - od Australii i Wlk. Brytanii po Indie. Kokosów mieć z tego nie będziemy, ale taki jest los teatru awangardowego. Lyn Gardner, słynna recenzentka teatralna "The Guardian", napisała na swoim blogu, że przez lata obejrzała setki spektakli i niewiele zostało jej w pamięci, a nasz spektakl już w trakcie grania przeszedł do legendy Edynburga. No i ten rozgłos się właśnie liczy.
"Pieśni Leara" - spektakle w teatrze Pieśń Kozła (ul. Purkyniego 1) 28, 29 oraz 30 września o godz. 19. Bilety w cenie 30 i 20 zł