"Ferdydurke" w Ameryce
GRZEGORZ JÓZEFCZUK: W półtora roku po
premierze "Ferdydurke", która zdobyła nagrody lub wyróżnienia na bodaj wszystkich prestiżowych polskich festiwalach teatralnych, 18 lutego lecicie do USA. W Swarthmore, Filadelfii, Nowym Jorku i Los Angeles zagracie "Ferdydurke" co najmniej 25 razy. Czy Teatr Provisorium i Kompania Teatr podbiją Amerykę?
JANUSZ OPRYŃSKI: Cha, cha... Tak, to podróż wielkiej nadziei. Ale jedziemy pełni pokory. Rynek amerykański jest nieprzewidywalny, sam wyjazd jest wielką nagrodą.
WITOLD MAZURKIEWICZ: Gramy w trzech miastach, które - jeżeli chodzi o krytykę teatralną - są najbardziej opiniotwórcze. To nie wycieczka, to ciężka praca: działa już system promocji, ukazują się tam pierwsze artykuły o spektaklu.
GJ: Jak doszło do projektu wyjazdu i jego realizacji?
JO: Spotkaliśmy wielu życzliwych ludzi. Dwie osoby są szczególnie ważne. Jan Kott, wybitny polski krytyk. Nasza interpretacja "Ferdydurke" nawiązuje do tej, jaka jest mu bliska. Zobaczył spektakl na wideo i zachwycił się. On pomógł nam w organizacji pobytu w Los Angeles. Allen Kuharski, profesor Swathmore College, znawca i promotor Witolda Gombrowicza, sprawił, że będziemy w Filadelfii i w Nowym Jorku, na Broadwayu. Allen Kuharski jest współautorem przekładu "Ferdydurke", pracował z nami, razem z Johnem Leo, nad wersją angielską, dokładniej: amerykańską. To była katorżnicza praca.
WM: Zaczynamy od Swarthmore College, gdzie Teatr Provisorium oraz Kompania Teatr poprowadzą również warsztaty teatralne; potem wystąpimy w Filadelfii, w teatrze Arts Bank. 9 marca gramy pierwszy raz w Nowym Jorku, na Broadwayu w znanym Raw Theatre przy 42 Ulicy. Odpoczywamy i lecimy do Los Angeles; tu od 22 marca pokazywać będziemy "Ferdydurke" na Uniwersytecie Stanowym i w college'ach Zachodniego Wybrzeża, a od 29 marca w City Garage, elitarnym alternatywnym teatrze. Czy zmiana wersji językowej wpłynęła jakoś na spektakl?
JO: Zakładaliśmy, i tak się stało, że zmiana wersji językowej nie wpłynie na spektakl. Tłumaczenie jest bardzo wierne. Allan pracował z tekstem posługując się równocześnie taśmą wideo ze spektaklu.
WM: Nie zmieniliśmy nawet pół gestu; rytmy, tempo, wszystko - pozostało bez zmian.
GJ: Ponoć stanowicie rzadki przypadek, kiedy teatry z Polski występując w USA grają cały spektakl, i to tak poważny, po angielsku?
JO: Allen nie słyszał, aby to się kiedyś wcześniej zdarzyło.
GJ: Co potem?
JO: W USA zdarzyć się może wiele; bylibyśmy nienormalni, gdybyśmy nie pragnęli sukcesu. Na razie wiemy, że wracamy do kraju 10 kwietnia. Zaraz potem jedziemy do Zielonej Góry, potem do Żar, Sanoka, następnie do Wiednia i Belgradu...