Alicja mieszka tu znowu
Ptaki, Koty, Mysz, Królik, Marcowy Zając, Suseł, Kapelusznik, Gryf, Żółw, Gąsienica, Żołnierze, karciane figury Króla i Królowej, dam i jokerów — cała menażeria wymyślona przez Lewisa Carrolla pojawiła się w sobotę, ku uciesze dziecięcej widowni, na scenie Teatru im. S. Jaracza.
Musical Macieja Staropolskiego i Czesława Łukowca — Alicja został wystawiony z wielkim rozmachem. Wspaniałe były kolorowe i dowcipne kostiumy Lilianny Jankowskiej. Pełen żywiołowości taniec, dynamiczny ruch sceniczny, wykorzystanie w zabawie każdego elementu scenografii — rewiowych schodów i krzeseł, wypełnienie śpiewem i żartem każdej kolejnej sceny są zasługą reżysera i choreografa — Jacka Medweckiego. Pod jego reżyserską batutą zespół teatru zagrał, zaśpiewał i zatańczył jak sprawna orkiestra.
Świetnie wypadli na scenie w roli Marcowego Zająca i Susła słuchacze działającego od 2 lat przy teatrze studia aktorskiego. Wraz z Kapelusznikiem (Radosław Ciecholewski) bawili publiczność stepując, tańcząc kozaka, grając na łyżkach i skacząc ze zręcznością akrobatów z przewracających się krzeseł. Zresztą każda z postaci dzięki kostiumowi była wyrazista i śmieszna, a jej emploi w spektaklu starannie wykorzystano.
W sercu konserwatysty jedynie postać Alicji, którą zagrała Janina Szczerbowska, budziła żal, bardziej bowiem była podobna do lalki Barbie niż do dziewczynki z ilustracji Johna Tenniela. I takie było całe przedstawienie zrealizowane w konwencji bliższej zwariowanej kreskówce niż wiktoriańskiemu pierwowzorowi. Sceniczne szaleństwo — wyścigi na hulajnogach, wrotkach i rowerach, szczudłach, bitwa na poduszki wszystkich ze wszystkimi bardziej przypominało kino Spielberga niż prozę Carrolla.
Przesłanie Alicji jest również z innej bajki. Po bitwie wszyscy jej uczestnicy, nawet groźny Kat, zostają obdarowani kwiatami, które wtykają w lufy armat. Kończąca przedstawienie piosenka nawołuje do zastąpienia nienawiści miłością. Jest więc happy end, burza oklasków i deszcz cukierków, którymi rozentuzjazmowane dzieci obrzuciły — zapewne by nadać aplauzowi bardziej przekonującą formę — kłaniających się aktorów. W przerwie spektaklu zamiast lampki wina, podano pączki, mandarynki i cukierki. Nie wiem, czy podobny poczęstunek będzie serwowany podczas kolejnych przedstawień, ale ta “Alicja” smakuje nawet bez pączka.