Artykuły

Czytelniczka: Nowa sala teatrowi niepotrzebna

Przerażające są prognozy pani dyrektor Jadwigi Oleradzkiej, że gdyby chciała wystawiać teatralne produkcje w nowej sali na Jordankach, to byłyby one tak drogie, że nikt by na nie nie przyszedł... A trzeba by na nie wysupłać ponoć ponad 100 zł - pisze czytelniczka ws. budowy b nowej sali w Toruniu.

W nawiązaniu do Państwa artykułu "Oleradzka: Zbudujmy salę. Bo stoimy pod ścianą" ("Gazeta Wyborcza" z 3 kwietnia-red) chciałam podzielić się ogromnymi obawami co do kulturalnego zagospodarowania obiektu projektowanego na Jordankach.

Nie jestem wybitnie aktywną uczestniczką życia kulturalnego Torunia. Choć chciałabym być. Ale częściej wyjeżdżam do teatru do Bydgoszczy i Trójmiasta. Dlaczego? Dlatego że na co dzień bardzo intensywnie pracuję - jedyny wolny czas, jaki mogę i chcę przeznaczać na wizyty w teatrze, to sobotnio-niedzielne popołudnia. Cóż, skoro do toruńskiego teatru w takim czasie nie sposób się dostać. Po pierwsze, w jakiś tajemniczy sposób wciąż trafiam na "puste" teatralne weekendy, kiedy to na afiszu nie ma absolutnie żadnego spektaklu (proszę spojrzeć choćby w kwietniowy repertuar). Jeśli akurat wystawiana jest jednak jakaś sztuka, to bardzo często tylko na Scenie na Zapleczu i z racji niewielkiej liczby miejsc na widowni, bilety nie są dostępne.

Zastanawia mnie, dlaczego dotowany z publicznych funduszy Teatr im. Wilama Horzycy nie staje na wysokości zadania, by zaspokoić potrzeby kulturalne mieszkańców? Skoro bilety są notorycznie wyprzedane na długo przed spektaklem, dlaczego tych przedstawień jest tak niewiele? Który właściciel teatru mającego dwie sceny pozwala sobie na takie marnotrawstwo, by żadna z nich nie prezentowała żadnego spektaklu przez cały weekend? Nie wspominając o tym, że wydaje mi się, że w weekendy powinny zdecydowanie działać obie sceny. Dlaczego gdański teatr Wybrzeże potrafi wystawiać trzy sztuki jednego dnia, mając w zespole aktorów związanych z wieloma innymi produkcjami, nie tylko teatralnymi, organizacyjnie staje na wysokości zadania i jest w stanie pogodzić rodzimą publiczność teatralną z intratnymi zajęciami telewizyjno-filmowymi swoich artystów?

Rozumiem, że teatr jako sztuka wyższa nie może być porównywany do przedsięwzięć biznesowych. Natomiast nie rozumiem marnotrawstwa. A w moim przekonaniu toruński teatr marnotrawi zainteresowanie sztuką toruńczyków. Nie można funkcjonować od Kontaktu do Kontaktu - bo ten dzieje się w hermetycznym teatralnym środowisku i nie wnosi zbyt wiele do rozwoju kulturalnego przeciętnych mieszkańców naszego miasta. Chciałabym odruchowo wręcz dopisać, że teatr bazuje tylko na tym najwyższym poziomie sztuki teatralnej jakim jest festiwal Kontakt i uczniach toruńskich szkół... Chciałabym... ale tak też nie jest. Po Kontakcie trzeba niestety postawić kropkę, bo nawet dla uczniów trudno jest w ostatnim czasie znaleźć jakąkolwiek odpowiednią propozycję. Poza gościnną sztuką "Mroczna gra albo historie dla chłopców" właściwie żadna z teatralnych adaptacji nie nadaje się dla gimnazjalistów, no z trudem dla licealisty, ale ich ciężar raczej nie zachęci młodzieży do kolejnych samodzielnych już wizyt.

Nie umiem ocenić czy mała liczba spektakli wynika z tego, że każdy z nich przynosi straty, ale jeśli tak jest to dlaczego nie podnieść cen, skoro wciąż wszystkie bilety sprzedają się w komplecie? Skoro stać nas na jeżdżenie do Bydgoszczy, Trójmiasta czy Warszawy, to przecież stać będzie także na droższe bilety. Może dobrym pomysłem byłoby podwyższenie cen w weekendy? Wtedy ten kto ma mniejszy budżet, ale za to więcej wolnego czasu, wybierze tańszy spektakl w tygodniu, a ten kto zdecydowanie woli wolne dni z pewnością ucieszy się z możliwości obejrzenia przedstawienia w sobotę czy niedzielę. Zrealizowana zostanie i misja dostępu do kultury mniej zamożnych i zdroworozsądkowa dbałość o kondycję finansową toruńskiego zespołu. Z pewnością jednak niedopuszczalne jest, by w teatrze po prostu nie działo się nic.

Jak można zagospodarować wielką salę koncertową, jeśli nie umie się wykorzystać potencjału już istniejącego budynku z dwoma scenami? Jeśli nie ma się pomysłu na to, by faktycznie wykorzystać zapotrzebowanie na teatr w Toruniu? Jedyna nadzieja w Toruńskiej Orkiestrze Symfonicznej... Niechby ta uwierzyła, że chcą jej słuchać rzesze mieszkańców i przy dobrym repertuarze zapełni salę regularnie. Przerażające natomiast są prognozy pani dyrektor Jadwigi Oleradzkiej, że gdyby chciała wystawiać teatralne produkcje w sali na Jordankach, to byłyby one tak drogie, że nikt by na nie nie przyszedł... A trzeba by na nie wysupłać ponoć ponad 100 zł. Za taką kwotę można obejrzeć choćby "Nabucco" w Operze Narodowej, o najświeższej produkcji jaką jest "Latający Holender" nawet nie wspomnę.

Bardzo proszę o naświetlenie sytuacji toruńskiego teatru z punktu widzenia przeciętnego widza. Widza, który chciałby w nim bywać zdecydowanie częściej. I nie potrzebna jest do tego żadna dodatkowa sala. Dodam, że nie jestem osamotniona w takim postrzeganiu naszej sceny.

*Imię i nazwisko do wiadomości redakcji

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji