Interpretacje 2012: Marcin Liber z Laurem Konrada
Zarówno Marcin Liber, jak Monika Strzępka stworzyli przedstawienia, o których mówi się "gorące". Takie spektakle parzą, bolą, irytują, czasem zawstydzają, ale angażują ludzi po obydwu stronach rampy - po XIV Festiwalu Sztuki Reżyserskiej Interpretacje w Katowicach pisze Henryka Wach-Malicka w Polsce Dzienniku Zachodnim.
Koniec dyskusji, kalkulacji i typowania potencjalnych laureatów! W niedzielny wieczór każdy z jurorów XIV Ogólnopolskiego Festiwalu Sztuki Reżyserskiej "Interpretacje" w Katowicach ogłosił swój werdykt i uzasadnił go, a potem wręczył wybranemu twórcy mieszek z nagrodą pieniężną. I już wiedzieliśmy, że zwycięzcą tegorocznego konkursu jest Marcin Liber, reżyser niezwykle ekspresyjnego i niezwykle emocjonalnego przedstawienia pt. "III Furie" w wykonaniu Teatru im. H. Modrzejewskiej z Legnicy.
Tej inscenizacji przyznało swoje głosy dwoje reżyserów: Izabella Cywińska i Janusz Opryński oraz kompozytor Zygmunt Konieczny. Aktorka Ewa Sibińska i scenografka Justyna Łagowska nagrodziły natomiast Monikę Strzępkę za reżyserię musicalu "Położnice szpitala św. Zofii". Bardzo nas to wyróżnienie ucieszyło, bo Monika Strzępka startowała wprawdzie w konkursie w swoich własnych barwach, ale spektakl jest poniekąd nasz, bo powstał w Teatrze Rozrywki w Chorzowie.
Okazało się, że "Położnice szpitala św. Zofii" [na zdjęciu] to spektakl najwyżej oceniony także przez publiczność tegorocznych Interpretacji, która przyznała jego reżyserce swoją własną nagrodę. W plebiscycie dziennikarzy zwyciężył natomiast Marcin Liber, reżyser "III Furii".
Tzw. jury społeczne wyróżniło Weronikę Szczawińską, reżyserką przedstawienia "Jak być kochaną" z Bałtyckiego Teatru Dramatycznego w Koszalinie.
Deszcz nagród dla dwojga młodych reżyserów to znakomity punkt wyjścia do refleksji nad tym, jakiego teatru oczekuje publiczność. Nie przypadkiem przecież wygrały przedstawienia, w których widzowie odnaleźli własne emocje i pytania, postawione w ich imieniu.
Zarówno Marcin Liber, jak Monika Strzępka stworzyli przedstawienia, o których mówi się "gorące". Takie spektakle parzą, bolą, irytują, czasem zawstydzają, ale angażują ludzi po obydwu stronach rampy. Spektakle "ładne", wysmakowane formalnie, po prostu ogląda się, często z zainteresowaniem, i dość szybko zapomina.
Przedstawienia zaangażowane, w najlepszym tego słowa rozumieniu, widzowie przeżywają i o nich dyskutują. Co wcale nie oznacza, że oczekujemy "gazety" na scenie. Zarówno przecież "III Furie", jak "Położnice..." wykorzystują całe bogactwo teatralnych środków i metafor.
Uroczystość wręczenia nagród poprzedził spektakl mistrzowski "Braci Karamazow" w reżyserii Janusza Opryńskiego.
***
Rozmowa z Moniką Strzępką, reżyserką:
Zaskoczył panią entuzjazm, z jakim publiczność przyjmuje "Położnice"?
- Nie "projektowałam" entuzjazmu, ale na pewno wyobrażałam sobie widzów naszego, tworzonego z dramaturgiem Pawłem Demirskim, spektaklu. Taki mam zwyczaj, imaginuję sobie przyszłą widownię. I zawsze jest to widownia zróżnicowana. Chcemy trafiać do widzów, poszukujących w teatrze wyzwań intelektualnych, ale też do tych, którzy pragną usłyszeć ze sceny o swoich codziennych problemach.
W waszym przypadku "trafiać do widzów" nie znaczy traktować ich z protekcjonalną pobłażliwością.
- My nie robimy teatru przeciw publiczności i ona o tym wie!
Pewnie dlatego opowiada się za przedstawieniem tak bezkompromisowym, jak nasze. To jest wyraźny głos z widowni, która mówi: "basta modelowi kulturalnego ogłupiania; dość tej papki, która podobno (!) tak nam się podoba". Mogę powiedzieć z całą odpowiedzialnością, że publiczność jest mądrzejsza niż się to wydaje różnym menedżerom od komedii przyjemnych i zwalniających od myślenia.
Życie w Polsce staje się tak trudne, że bulwersujących tematów starczy na długo.
- Niestety. Niepokojąca jest też sytuacja samych teatrów. Coraz więcej scen jest zamykanych, a dyrektorów-artystów wymienia się na specjalistów od zarządzania firmą. Firma musi zaś przynosić zysk, nikt więc nie będzie myślał o sztuce. Myślę, że czas najwyższy, żeby nasze środowisko zwarło szyki. W przeciwnym razie będzie chłonna publiczność, ale nie będzie scen z prawdziwego zdarzenia.