Artykuły

Pozostała farsa z tezą

Bieżący sezon teatralny w Bydgoszczy obfituje w sztuki wystawiane pod „współczesną tezę” – sytuację społeczną kraju. Po studyjnej Warszawiance Wyspiańskiego i Wrogu ludu Ibsena przyszła kolej na bardziej do tego predestynowany utwór Bruno Jasieńskiego – Bal manekinów. Zapowiadało się więc na niezłą satyrę społeczno-polityczną popartą uniwersalną wieloznacznością tej tragifarsy. Konfrontacja przedstawicieli salonowego świata wielkiego kapitału, działaczy robotniczego syndykatu i ludzi-manekinów obnażyć miała schematy znane do dziś — konformizm polityczny, korupcję, śmieszne i marionetkowe typy ludzi.

Ale w bydgoskim przedstawieniu nie wykorzystano tych wszystkich atutów zjadliwej i bynajmniej nie powierzchownej satyry Jasieńskiego. Z widowiska, w którym komizm i tragizm powinny funkcjonować przynajmniej na równi, zrobiono spektakl prawie że kabaretowy. Widzów obficie uraczono samą farsowością — niewiele też pozostało z oceny ówczesnego (i dzisiejszego!) świata. Wyjąwszy zaledwie parę końcowych scen — zabrakło w tej inscenizacji atmosfery rzeczywistego dramatu ludzi i sytuacji.

Gdyby nie walory tekstu — zupełnie słabo wypadłaby także gra aktorów. W całym przedstawieniu nie było bodaj jednej roli zagranej na wysokim poziomie. Po obiecujących scenach zbiorowych, sceny kameralne ujawniły i w tym spektaklu zbyt „przekrzyczane” aktorstwo. Nie było odtwórcy, który swobodnie dostosował się do trudnych założeń tragifarsy.

Świetne wejście Mariusza Puchalskiego (Paul Ribandel; Leader) w akcie I zniweczone zostało późniejszymi fragmentami roli. Kwestie wypowiadane przez tę postać stawały się nazbyt prostymi dowcipami o jednym tylko znaczeniu. Nie zabrakło również namiętnej, niepotrzebnej gestykulacji w złym guście.

Zawiedli ponadto Kazimierz Kurek (Pan Arnaux) i Roman Metzler (Pan Levasin) – byli jakby żywcem wyjęci ze słabiutkich sztuk z kręgu dworku i salonu.

Owej kabaretowo-salonowej koncepcji Balu manekinów podporządkowały się i panie — Krystyna Bartkiewicz (Angelika Arnaux) oraz Ewa Studecka-Kłosowicz (Solange Levasin).

Odnosi się więc wrażenie, iż podstawę całej sztuki stanowi nie koncepcja reżyserska i aktorstwo (tak istotne w grotesce), lecz tylko tekst autora uzupełniony materią teatralną. I właśnie zasługą tekstu jest dobre przyjęcie sztuki przez publiczność.

Pamiętać trzeba, że Bal manekinów nie jest sztuką łatwą do zagrania — na aktorów czyha wiele pułapek charakterystycznych dla tego typu widowiska. Wydaje się jednak, że inscenizacja sztuki Jasieńskiego — nawet przy brakach warsztatowych spektaklu i niewyszukanej koncepcji reżysera — jest najbardziej „trafioną” premierą tegorocznego sezonu.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji