Rozmowa z Anną Hryniewiecką: Chcemy być agorą
- Myślę, że czas sobie zdać sprawę z tego, jakim potencjałem dysponujemy i naprawdę wykorzystać go maksymalnie - mówi Anna Hryniewiecka, nowa dyrektor Centrum Kultury Zamek w Poznaniu.
Od stycznia Anna Hryniewiecka - pełniąca dotychczas w zamku funkcję zastępcy dyrektora do spraw programowych - zastąpi na dyrektorskim stanowisku Marka Raczaka, który odchodzi na emeryturę. W mijającym tygodniu mianował ją na to stanowisko prezydent Ryszard Grobelny, unieważniając wyniki prac komisji konkursowej, która rekomendowała kandydaturę muzyka Mateusza Słojewskiego. Decyzja komisji wywołała burzę w poznańskim środowisku kulturalnym.
W koncepcji programowo-organizacyjnej zatytułowanej Nowe Otwarcie, przygotowanej na konkurs, Hryniewiecka pisze o nowych wyzwaniach instytucji, którą będzie kierować. W pracy mowa też o przestrzeniach, które otworzą się dla poznaniaków po remoncie części budynku - m.in. kawiarni, księgarni i nowym holu wejściowym, w którym będzie można skorzystać z bezprzewodowego internetu i poczytać o historii zamku na dotykowych ekranach.
***
Rozmowa z Anną Hryniewiecką
Marta Kaźmierska: Zamek potrzebuje takich haseł jak Nowe Otwarcie?
Anna Hryniewiecka, dyrektor CK Zamek: - Traktuję Nowe Otwarcie jak wielką szansę. To nie jest wymyślona koncepcja, ona się opiera na fakcie, który nastąpi - jak dziś zakładamy - w październiku albo w listopadzie 2012 r. Mówię o oddaniu do użytku wyremontowanej Sali Wielkiej, a właściwie całego kompleksu nowych pomieszczeń.
Myślę, że poznaniacy nie zdają sobie sprawy z tego, jak duża jest ta inwestycja i jak wiele zmieni w zamku. Powstanie zupełnie nowa jakość: świetnie wyposażona, wielofunkcyjna przestrzeń, która daje możliwość budowania nowej tożsamości.
Zamek od wielu lat potrzebuje zdefiniowania tego, jaką jest instytucją, jaką misję pełni. O tym, że każda instytucja powinna mieć taką sformułowaną strategię, mówiliśmy nieraz na zakończonym niedawno Kongresie Kultury.
Zamek jest w Poznaniu instytucją wyjątkową.
- Mamy ogromny przywilej korzystania ze znakomitej architektury, a zarazem ogromny potencjał. Działamy we wszystkich obszarach kultury. Mamy możliwości prezentacji, kreacji zjawisk i świetną tradycję edukacyjną.
To, co działo się w Pałacu Kultury [zamek stał się centrum kultury w 1962 r. - przyp. red.], może dziś być kojarzone z komuną, a jednak przez wielu poznaniaków jest w gruncie rzeczy wspominane z nostalgią. Zamek był wtedy po prostu miejscem, gdzie się chodziło do wielu "pałacowych" pracowni, na koncerty, bale. I to jest świetna tradycja, z której należy czerpać i ten potencjał rozwijać.
Problemem zamku jest to, że dzięki jego różnorodnym propozycjom trudno jest dziś sformułować jednolitą linię programową. Najczęstsze zarzuty, które padają wobec naszej instytucji, są właśnie takie, że się programowo rozmywamy. Ale jak tu znaleźć spójną tożsamość, a z drugiej strony nie wpaść w pułapkę ograniczenia swojego wizerunku?
No właśnie: jak?
- Nie możemy działać przez wykluczanie jakichś dziedzin kultury i sztuki, być np. tylko centrum sztuki współczesnej - a taki zarzut ostatnio często się pojawiał wobec zamku. Tak się po prostu zdarzyło, że mieliśmy dużo prezentacji sztuki współczesnej ze względu na dwie edycje Mediations Biennale - ogromne imprezy, które mocno nas pochłonęły. Zadanie ich zorganizowania wykonywaliśmy zresztą na zlecenie miasta.
Nie możemy się sfokusować na jednym z działań, ale musimy się też samookreślić. I myślę, że Nowe Otwarcie da nam taką możliwość.
Dzięki niemu pojawia się magiczne słowo "nowoczesne" centrum kultury, "nowoczesna" instytucja. To też jest pewna pułapka. W tej chwili, także dzięki działalności w Sztabie Antykryzysowym, myślę bardziej o zamku jako o publicznej instytucji kultury. Publicznej, czyli właśnie nowoczesnej: otwartej na potrzeby społeczeństwa, lokalnego i nie tylko, reagującego na zachodzące w nim zmiany.
Zamek to ogromny budynek i duża instytucja, z ponad setką pracowników. To świetny, dobrze zorganizowany zespół, mogący odpowiadać na społeczne potrzeby. Pozostaje tylko kwestia stałego diagnozowania tych potrzeb. Ostatnie zdanie mojej koncepcji mówi właśnie o tym, że w zamku, po wprowadzeniu pewnych zmian, powinny być zrobione kolejne badania.
Kolejne?
- Już raz się zbadaliśmy, zleciliśmy duże badania dotyczące odbioru zamku i jego programu, bodajże jako pierwsza instytucja kultury w Poznaniu. I wyszło na to, że Nowe Otwarcie to nie tylko szansa, ale także realna potrzeba.
Zamek to bardzo trudna architektura. Jest i wyzwaniem i barierą. Ta część, która jest w tej chwili remontowana była do tej pory odbierana jako odpychająca. Trudno się dziwić, bo to było bardzo zimne, trudne i nieprzyjazne wnętrze. Celem przebudowy, o którą tak zabiegaliśmy, jest stworzenie nie tylko świetnych warunków technicznych, ale także przyjaznego, otwartego miejsca, w którym przebywa się nie tylko dlatego, że czeka się właśnie na spektakl czy koncert. Chcemy, żeby do zamku przychodzili wszyscy ci, którzy mają nagłą potrzebę skorzystać z bezprzewodowego internetu, wypić kawę, czy puszkę coli i poczytać książkę. Zamek powinien być nowoczesną, otwartą instytucją, robić wrażenie nie tylko w sferze materialnej.
Sfera materialna nie jest jednak bez znaczenia
- To oczywiste: w Sali Wielkiej nie można było do tej pory robić spektakli teatralnych czy tanecznych, bo nie było infrastruktury technicznej. Ustawianie specjalnej widowni, tak zwanych "manhatanów", było dla nas za każdym razem karkołomnym zadaniem.
Teraz w zamku będziemy mogli rozwijać to, co ze względu na różnorodność przestrzeni jest naszym atutem - programową multidyscyplinarność. Ona jest świetną płaszczyzną do budowania różnorodnych programów edukacyjnych, które będziemy chcieli realizować, kierując je do wielu różnych grup odbiorców: dzieci, młodzieży, seniorów z uwzględnieniem aktywnych uczestników, których jest coraz więcej.
Spektakle będą pokazywane w sali teatralnej, jednej albo drugiej, bo będą dwie, podobnie koncerty. Filmy - nawet kilka dziennie - będziemy oglądać w osobnej sali kinowej, a wystawy w części galeryjnej. Będzie gdzie organizować konferencje, a nawet debaty.
Debaty o wymieraniu centrum miasta, o których pisze pani w swoim programie?
- To tylko jeden z tematów debaty publicznej. Organizowaliśmy już cykl debat "Poznań lokalny, Poznań globalny", w styczniu będzie kolejna odsłona - "W centrum o centrum".
Chcemy takie dyskusje nie tylko organizować, ale także przyciągać. Są przecież organizacje pozarządowe, które się takimi zagadnieniami zajmują, instytucje i pojedyncze osoby - inicjatorzy takich debat. Mam nadzieję, że będą chcieli pukać właśnie do nas.
Bo my przecież sami jesteśmy w centrum miasta! Chcemy i powinniśmy być swego rodzaju agorą. Nie mówię tego na wyrost: ta przestrzeń daje takie możliwości. To jest wręcz nasz obowiązek, żeby tak myśleć o jej wykorzystaniu.
Dlatego moja konkursowa koncepcja nie wypełnia się konkretnymi propozycjami. To jedynie zarys sposobu myślenia i pewnych zasad, które powinny spajać całość.
W swoim projekcie dużo miejsca poświęca pani pomysłowi stworzenia w zamku "Laboratorium". Co to takiego?
- Program laboratorium jest nastawiony na stworzenie możliwości realizacji projektów dla lokalnych NGO-sów, animatorów i artystów. To jest realizacja postulatu, który znalazł się w rekomendacji jednej z grup roboczych Sztabu Antykryzysowego, zajmującej się publiczną instytucją kultury. Ten postulat dotyczył tworzenia zasad regulujących współpracę międzysektorową, czyli wymianę między instytucjami publicznymi dysponującymi środkami i budżetem a instytucjami pozarządowymi, artystami, którzy mają pomysły, a nie mają ich gdzie realizować.
Nie będziemy chcieli ani mogli samodzielnie wykorzystać nowej zamkowej przestrzeni. Nie mamy na to ani możliwości finansowych, ani przerobu intelektualnego. Ta przestrzeń musi służyć także różnym organizacjom i instytucjom.
Także tym bezdomnym?
- Też, choć nie chciałabym stwarzać takiej sytuacji, że każdy do nas puka i mówi "mam prawo". Nie dlatego, że jesteśmy Cerberami i chcemy stwarzać bariery, tylko dlatego, że musimy myśleć o całościowym programowaniu, o tożsamości, która ma jakiś charakter i jest spójna.
Nie chcemy jej budować, opierając się tylko na prezentacjach profesjonalnych. Już teraz tak nie działamy. Na przykład w dziedzinie teatru w zamku funkcjonuje Studio Teatralne Próby, działają licealiści, studenci. Nigdy nie byliśmy zamknięci.
Ale takie zasady, reguły, ramy, jakie może zapewnić właśnie laboratorium, tworzą jasną płaszczyznę, pozwalającą na realizację tej współpracy międzysektorowej.
Co to oznacza w praktyce?
- Ogłosimy skierowany do różnych środowisk konkurs na realizację pomysłów z wykorzystaniem naszej przestrzeni, deklaracją naszej pomocy technicznej i finansowej. Niestety, nasz budżet na przyszły rok wygląda skromnie - jest o 12 procent mniejszy niż tegoroczny - a w przyszłych latach będzie jeszcze uboższy. Dotacja z miasta, którą dostajemy, nie pokrywa nawet kosztów naszych pensji, nie mówiąc o utrzymaniu obiektu.
Wszystkie inne środki musimy wypracować. Udaje się to dzięki lokatorom, którzy u nas mieszkają, dzięki sponsorom, dzięki dotacjom zewnętrznym, które dostajemy w efekcie własnych starań - a składamy aplikacje, gdzie się da.
Nawiązywanie współpracy to dla zamku nie tylko interes programowy i obowiązek, ale także po prostu interes ekonomiczny. My sami nie tylko nie chcemy, ale także nie będziemy w stanie wykorzystywać tej infrastruktury.
Dlatego chcemy ogłosić konkurs, już niedługo, wiosną 2012 r.
Czym różnią się od laboratorium programy rezydencyjne, o których też Pani myśli?
- To jeszcze szersze otwarcie się na świat. Programy tego typu, skierowane do artystów spoza danego kraju i regionu, funkcjonują świetnie na całym świecie. Tego dotąd w zamku nie było. Taki program prowadziła do niedawna w Poznaniu tylko Art Stations Foundation.
Taki program też jest naturalnym sposobem na wykorzystanie nowej przestrzeni: będziemy w niej mieli nie tylko miejsce prezentacji, ale też sale prób. Mamy kilka pokoi gościnnych w Masztalarni, w których artyści pracujący w zamku będą mogli mieszkać przez miesiąc albo dwa, realizując jednocześnie spotkania i warsztaty.
Szalenie ważny jest też ich kontakt z lokalnymi artystami. To daje szansę obydwu stronom. Myślę, że pierwsze kroki w kierunku tworzenia programu rezydencyjnego będziemy stawiać w 2012 r.
Zamek, zgodnie z Pani koncepcją, miałby też dołączyć do dwóch międzynarodowych sieci: International Network for Contemporary Performing Arts i Les Centres des Rencontres
- ITEM - to są po prostu kontakty. Dla instytucji, która chce zajmować się też teatrem i tańcem to swego rodzaju niezbędnik i znakomita promocja. W Poznaniu należy do ITEM np. fundacja Malta.
Les Centres des Rencontres to naturalna sieć dla zamku, bo skupia obiekty historyczne, które realizują właśnie programy rezydencji artystycznych. W Polsce do tej sieci należy np. Zamek Ujazdowski.
By dostać się do sieci, trzeba przygotować bardzo dobry program. Warto, nie tylko dla prestiżu, ale - znów - dla możliwości zdobywania środków dla realizacji dobrego programu.
Oczekiwania wobec zamku są często takie, że ma on być dużym domem kultury. Tak myśli część odbiorców. A ja mam z tym duży problem. Myślę, że czas sobie zdać sprawę z tego, jaki to jest - i jaki to będzie - potencjał. I naprawdę wykorzystać go maksymalnie.
Musimy i chcemy służyć mieszkańcom Poznania - zwłaszcza tym najbliższym. Temu będą służyć programy lojalnościowe, czy dni sąsiada, o których też myślimy. Naprawdę zależy nam na tym, żeby mieszkańcy ul. Kościuszki nie dzwonili na policję przy każdym głośniejszym koncercie, tylko myśleli o zamku jako o swojej instytucji. Mamy taki pomysł, by stworzyć w niedalekiej przyszłości specjalne wernisaże dla mieszkańców centrum, naszych najbliższych sąsiadów. To nie jest mój autorski pomysł, robi się takie rzeczy na świecie. Byłam w pewnym muzeum sztuki współczesnej w Belgii, w małym miasteczku, na terenie pogórniczym. Małe domki, raczej mniej niż klasa średnia. Dużo bezrobotnych. A oni tam robią mnóstwo imprez właśnie dla tych mieszkańców.
Chciałbym, by u nas było podobnie. Zamek nie ma być wyniosłym mecenasem. Musi być maksymalnie otwarty. Ma służyć spotkaniom i tworzeniu społecznych więzi. Ale więzi naprawdę szeroko rozumianych.