Artykuły

Na łaskawym śmiechu

Zastanawiający jest fakt, dlaczego nasze teatry tak rzadko sięgają po Szelmostwa Skapena. Po obejrzeniu Szelmostw w tv wiele spraw się wyjaśniło. Okazuje się, że: po 1) sztuka nie jest aż tak zabawna, aby wystawiać ją kosztem Moliera "cięższego gatunku", 2) niewiele teatrów dysponuje aktorem, będącym w stanie podołać roli tytułowej.

Molier napisał Szelmostwa Skapena w trakcie przygotowań do wystawienia przed Ludwikiem XIV i jego dworem supergigantycznej sztuki Psyche, która powstała przy współudziale Corneille'a. Z Psyche pozostało zaledwie kilka pięknych zdań i nikły ślad w historii teatru. Natomiast Szelmostwa, komedia napisana dla zatkania dziury repertuarowej teatru Palais-Royal, przetrwała wieki i dorównuje niemal popularnością najlepszym sztukom Moliera.

Nawet w tej błahej komedii nie odmówił sobie Molier tzw. "smagania biczem satyry". Spada on na kark Geronta: dusigrosza, chciwca i kutwy. A przemówienie Skapena na temat przekupnej sprawiedliwości? Ale Szelmostwa Skapena - to przede wszystkim zabawa, humor, dowcip. I to w stylu włoskiej commedia dell'arte, wymagającej od aktora znacznych umiejętności i kunsztu. Podobno autor śmiał się przy pisaniu tej komedii. Równie dobrze, a może jeszcze lepiej bawił się na scenie, kiedy wcielał się w postać rozhukanego zwycięsko lokaja - łotrzyka. Czym byłaby ta komedia bez Skapena? Tym samym, czym byłaby ona w telewizyjnej wersji bez Bronisława Pawlika. Kiedy na chwilę znikał ze sceny, natychmiast zaczynało się dostrzegać naiwność intrygi, wyuczoną ciężkość improwizacji, a przede wszystkim - niezbyt pomysłowy telewizyjny kształt sztuki. Na tle prawie choinkowych ozdób, w płaskim, złym świetle poruszali się aktorzy. Natomiast kamery skrzętnie unikały zarówno zbliżeń, jak i dalszych planów, skrzętnie unikały ruchu, który w tej kipiącej życiem komedii jest niezbędny. Gdy tylko Pawlik zjawiał się na planie, wszystko nabierało blasku, dowcipu i tempa. Kpił sobie z gróźb Leandra, ogłuszył Arganta potokiem słów, przechytrzył nawet Geronta. Pawlik pokazał świetne aktorstwo, błyskotliwość, wielką swobodę ruchu i słowa. Nadał dialogowi zawrotne tempo, na jakie mogą sobie pozwolić tylko nieliczni aktorzy. Miał zresztą doborowych partnerów w osobie Arganta - Henryka Borowskiego i Geronta - Stanisława Jaśkiewicza, który w różnych tonacjach powtarzał swoje kapitalne powiedzonko: "Po kiegoż diabła łaził na ten statek" (we Francji weszło ono do mowy potocznej i oznacza jałowe utyskiwania).

Mniej szczęścia miały Szelmostwa do pań. Podobno płacz od śmiechu dzieli tylko jeden krok. Ale nawet ten jeden krok nie został zrobiony przez Zerbinettę - Hannę Stankównę, która czyniła wielkie wysiłki, aby się śmiać, a sprawiała wrażenie osoby rzewnie płaczącej.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji