„Betlejem polskie” L. Rydla
Nie zawsze sprawiedliwy los przekazał nam postać Lucjana Rydla jako „cięgiem gadającego” pana młodego w Weselu. Portret literacki Rydla utrwalony przez Wyspiańskiego już w ocenie współczesnych wydał się nader krzywdzący i nie przekazywał prawdy o człowieku, który był wybitnym erudyta zwłaszcza w zakresie hellenistyki i historii, mistrzem słowa i znawcą teatru. Z jego bogatej literackiej spuścizny kilka co najmniej utworów na trwałe zostało w dorobku naszej kultury, aby wspomnieć tylko Zaczarowane koło, Zygmunta Augusta czy Jeńców. Miał też Rydel autentyczne zainteresowanie dla Teatru Ludowego, był autorem pionierskiej pracy Teatr wiejski przyszłości. Jednym z najbardziej znanych dramatycznych dzieł Rydla, ludowym w najlepszym tego słowa znaczeniu jest pełne scenicznej werwy Betlejem polskie. W swoim czasie jeden z najczęściej grywanych utworów na polskich scenach, który trafił i na sceny amatorskie, wiejskich nie wyłączając. Tradycyjnie wystawiały co roku Betlejem teatry krakowskie, a grywały w nich takie tuzy sceniczne jak Solski, Węgrzyn, Osterwa, Jaracz, Dulębianka. Solski napisze w swoich wspomnieniach takie słowa: „aktorzy czuli się zawsze świetnie w rolach z Betlejem, publiczność przyjmowała je z radością, teatr miał niezawodne powodzenie. Grałem wtedy i przez następne dziesięć lat dziadka z torbą. Pamiętacie tę postać? To nie był czas pracy, to były trzy godziny przemiłej rozrywki”.
Trudno powiedzieć dlaczego w powojennym okresie Betlejem Rydla będące wzorem wszak dla wszystkich szopek, politycznych i obrzędowych, czy widowisk w rodzaju Pastorałki Schillera, zostało niesłusznie zapomniane przez polską scenę. Tym większa zasługa Teatru Ludowego w Nowej Hucie, który pod nową dyrekcją przybyłego z Kielc Henryka Giżyckiego wprowadził na swoją scenę ów utwór, którego kanwą jest Bożonarodzeniowa opowieść wtopiona w polską zwłaszcza krakowską scenerię i polskie historyczne realia. Niewiele chyba było spektakli w 25-letniej działalności Teatru Ludowego w Nowej Hucie, kiedy to nazwa teatru stała się tak adekwatna w stosunku do wystawianego dzieła scenicznego. Reżyser przedstawienia stworzył autentyczny spektakl, gdzie epitet „ludowy” nie jest synonimem żadnej taryfy ulgowej (owego kokieteryjnego „na ludowo”), ale nosicielem rzeczywistych walorów artystycznych. Rzadko kiedy w ostatnich latach pracy Teatru Ludowego widzieć można, tak jak tym razem, widownię tak porwaną urokiem przedstawienia, tak spontanicznie je akceptującą. Henryk Giżycki, a sądzę, że i sprawujący opiekę artystyczną nad Betlejem wybitny znawca teatru dyr. Bronisław Dąbrowski nawiązali w koncepcji swojego spektaklu do historycznego przedstawienia Betlejem, które odbyło się przed laty w podkrakowskiej wsi Tonie i grane było przez miejscowych chłopów pod kierunkiem samego Rydla. W nowohuckim spektaklu głównym elementem scenografii stała się wiejska stodoła, która w razie potrzeby jest raz schronieniem dla pasterzy, raz herodowym dworem, by stać się wreszcie roziskrzoną gwiazdami szopką, owym „polskim Betlejem”, gdzie obok Maryi, Dzieciątka i Józefa pojawiają się i polscy królowie, powstańcy i legioniści, postacie z krakowskich legend, podkarpaccy górale, ale także i rzemieślnicy i mieszczanie. Jest, naturalnie i ów dziadek z torbą, tym razem uwspółcześniony, gdyż proszący o datki na odnowę Krakowa. Wyróżnić trzeba by grę całego bez wyjątku zespołu Teatru Ludowego, podkreślając obok walorów gry aktorskiej także i dobre przygotowanie muzyczne, zwłaszcza świetne wykonanie kolęd. Bardzo dobrym pomysłem reżysera okazało się wprowadzenie dzieci (ze szkoły muzycznej w Nowej Hucie) jako śpiewających aniołów.
Betlejem polskie Lucjana Rydla w Teatrze Ludowym cieszy się zasłużoną frekwencją, spektakle idą kompletami, na widowni mieszkańcy Nowej Huty, Krakowa, a prawie na każdy spektakl autokary dowożą widzów i z innych stron Polski.
W nastrój przedstawienia znakomicie wyprowadzają wystawione w hallu Teatru Ludowego piękne szopki pochodzące z tradycyjnych krakowskich konkursów.