„Aida” w Teatrze Wielkim
Wbrew temu, co się powszechnie powtarza, „opera Aida - napisał znawca spraw verdiowskich Henryk Swolkień — nie została zamówiona na uroczystość otwarcia Kanału Sueskiego, ani też nie uświetniła jego otwarcia. Przypomnijmy, że uroczystościom w 1869 roku przewodniczyła zastępująca cesarza Francuzów Napoleona III piękna cesarzowa Eugenia. Tymczasem do zamówienia Aidy u Verdiego doszło dopiero w roku następnym. Nie ulega jednak, kwestii, że pomiędzy powstaniem Kanału Sueskiego, tej gigantycznej inwestycji ubiegłego stulecia, a powstaniem i prawykonaniem Aidy w Kairze istnieje bezpośredni związek”.
Aida Verdiego, należąca do gatunku tzw. Grand Opera, jest jedną z najpopularniejszych oper w ogóle. Triumfy święci już ponad sto lat, wciąż wzbudzając żywe zainteresowanie słuchaczy i widzów. Bo też w istocie jest to olbrzymie widowisko muzyczno-teatralne dające szerokie pole do popisu wykonawcom (śpiewakom, chórom, orkiestrze) i inscenizatorom (reżyserom, scenografom i choreografom).
W Polsce Aida ma swoje długie tradycje. Dość powiedzieć, że już 4 lata po kairskiej prapremierze operę wystawiono w Warszawie (1871). Z polskich gwiazd operowych wielką postać Aidy stworzyła Józefina Reszke, która śpiewała tę partię w La Scali na zmianę z legendarną Adeliną Patti. W Aidzie debiutował młody bas Edward Reszke (jako Faraon) pod dyrekcją samego Verdiego. Z dziełem tym związani są wspaniali śpiewacy polscy, jak Helena Zboińska-Ruszkowska i Adam Didur. Również Jan Kiepura śpiewał ongiś Radamesa.
Po wojnie postać Radamesa kreowana była przez Wacława Domienieckiego, wykonującego tę partię blisko 500 razy. W pamięci miłośników opery zapisały się postacie Aid stworzone przez Kawecką, Fołtyn, Dankowską, Pietraszkiewicz, Czepielównę i wiele innych. Tą samą rolą utorowała sobie drogę do światowej kariery Teresa Kubiak, zaś postacią Amneris podbija świat Stefania Toczyska.
W sobotę 21 czerwca z premierą Aidy wystąpił zespół Teatru Wielkiego w Warszawie. Aidę zna każdy średnio osłuchany meloman bądź to z licznych nagrań płytowych, emisji radiowych, bądź koncertów muzyki operowej. Udając się na premierę liczy przeto na doznania wyjątkowe, przyzwyczajony do wystawień dzieła Verdiego w sposób monumentalny i bogaty, z udziałem niezliczonej ilości statystów.
Inscenizacja warszawska jakby wbrew temu, postawiła na ukameralizowanie opery. Wprawdzie z przepychem zaprojektowano dekoracje i kostiumy (Andrzej Majewski), ale akcję nadającą utworowi dynamikę skupiono na scenach rozgrywających się pomiędzy głównymi postaciami. Powstała więc dysproporcja między bogatą ramą, a obrazem — przeważnie statycznym. Dla mnie jednak głównie liczy się muzyka, a ta przeważnie przebiegała z różnym natężeniem jakościowym.
Pięknie śpiewały Barbara Zagórzanka (Aida) i Krystyna Szostek-Rookowa (Amneris). Nieco za jednostajny w wyrazie był śpiew Romana Węgrzyna (Radames). Edward Kossowski jako Faraon dal pokaz opanowanego, profesjonalnego śpiewu. Z ról męskich najbardziej jednak podobał mi się Jerzy Artysz (Amonastro), nie tylko znakomity pod względem muzycznym, ale też odgrywający swego bohatera z przejęciem. Ponadto wystąpili: Teresa Krajewska (Kapłanka), Jerzy Ostapiuk (Ramfis) i Kazimierz Dłuha (Posłaniec). Solowe sceny baletowe tańczyli: Elwira Piorun, Marek Almert i Wojciech Warszawski. Choreografię przygotował Witold Gruca.
Zespół orkiestrowy grał na ogół sprawnie, jedynie chóry zbyt często gubiły rytm i właściwą intonację. Spektaklem dyrygował Bogdan Hoffmann.
Operę Aida wystawiono w oryginalnej, włoskiej wersji językowej. Szkoda jednak, że zbyt, często gładki odbiór muzyki zakłócał donośny głos i inspicjenta nawołujący wykonawców do zajmowania właściwych miejsc na scenie.