Śpiewak zawsze jest sam
"Krzyk" w reż. Roberta Talarczyka Teatru Rozrywki w Chorzowie. W Warszawie oglądał i pisze w Rzeczpospolitej Bartosz Marzec.
"Krzyk" pokazuje, że twórczość zmarłego rok temu barda pozostaje aktualna. Wciąż musimy się mierzyć z problemami, jakie poruszał.
Na przedstawienie składają się jego najsłynniejsze songi. Spektakl rozpoczyna "Obława", wieńczą zaś "Mury". Oba utwory zaśpiewał Marcin Rychcik. W pierwszym dał się ponieść emocjom, ale finałowy zabrzmiał przejmująco. Gdy opisuje "równy tłumów marsz", scenę przemierzają ludzie odrętwiali i apatyczni. Kiedyś potrafił ich porwać do wielkiego zrywu, teraz jednak wrócił marazm. Bez słowa dołącza do tego korowodu.
Zaskakująco aktualnie zabrzmiał również "Stańczyk" (w interpretacji Mariana Florka) ze znamienną frazą: "Nie jestem dobrym błaznem na te czasy/ Lecz wśród jedwabnych i złotych kutasów/ Na mądrość znajdźcie mi kupca".
Barda słyszano, ale czy słuchano? I kto dziś przejmuje się jego słowami? - pytają twórcy tego przedstawienia.
"Sen Katarzyny II" z pasją wykonała Elżbieta Okupska, w pamięć zapadł także występ Andrzeja Kowalczyka ("Autoportret Witkacego"). Świetną pracę wykonała Elżbieta Terlikowska - twórczyni oszczędnej i wymownej scenografii. Prostokątna konstrukcja może być metaforą kryjówki ("Obława"), ramą obrazu ("Krzyk", "Wiosna 1905") lub wizjerem, przez który ktoś przygląda nam się z góry ("Epitafium dla W. Wysockiego").