Artykuły

Dyplomowa „Balladyna”

Ukazanie Balladyny w teatrze, który chciałby być wzorowym teatrem dla młodzieży, i ukazanie w wykonaniu absolwentów przodującej szkoły teatralnej w Polsce — jest przedstawieniem, którego nie można minąć obojętnie. Ta Balladyna, w teatrze szkolnym i dla młodzieży, jest bowiem — mimo swoich dotkliwych ograniczeń inscenizacyjnych i aktorskich — widowiskiem ideowo wyraźnym i artystycznie wytrzymanym. Wynik to oczywiście wytrwałej pracy i zapału utalentowanej młodzieży aktorskiej i całego kolektywu; ale niewątpliwie zasługa sukcesu przypada przede wszystkim reżyserii Bardiniego.

Bardiniemu udało się osiągnąć dwa cele: mimo kameralnych warunków Teatru Nowej Warszawy jego Balladyna ma w sobie sporo akcentów monumentalnej powagi i baśniowej wizji; mimo niedoświadczenia początkujących pracowników sceny i nierównej z konieczności ich gry — widowisko nie trąci amatorszczyzną, a nawet posiada parę ról o pełnym artystycznym wyrazie. Baśń wymaga swobodnego lotu wyobraźni; chodzi jednak o to, by tę wyobraźnię odpowiednio nastroić. Bardini osiąga ten cel za pomocą największej prostoty i uwypuklania realistycznych i psychologicznych wątków tragedii. Społeczne, antyfeudalne akcenty Balladyny wymagają troskliwej opieki reżysera, jeżeli mają być uchwycone i zrozumiane przez widza; i tej sztuki dokazuje Bardini, zarówno przez mocne uwydatnienie lichoty feudalnej szlachty czy kondotierstwa Balladyny jak i przez właściwe na ogół użycie ołówka reżyserskiego. Najbardziej kameralny charakter całości nie przeszkadza zresztą we wrażeniu monumentalizacji na przykład obrazu końcowego czy w wywołaniu nastroju grozy w scenie po zabiciu Grabca podczas zmowy Balladyny z awanturnikiem Kostrynem, dowodzącym zamkową załogą. Wreszcie należy podkreślić pomysłowe, twórcze ujęcie postaci fantastycznych: groteskowe sceny Chochlika i Skierki są niewątpliwie dla widzów, zaznajomionych z tradycjami scenicznymi Balladyny najciekawszym, najbardziej wyrazistym elementem przedstawienia; czy nie są odrobinę przerysowane, przeciągnięte? Są bardzo „szekspirowskie” – ludowe i realistyczne w swej rubasznej fantazji – ale ten sposób w zastosowaniu do Balladyny jest całkiem na miejscu.

Dwoje starszych aktorów patronuje w tym przedstawieniu młodzieży i daje starannie opracowane role: Helena Uszyńska pełną prostoty w małych radościach i wielkim cierpieniu postać Matki, Bronisław Dardziński przepojoną dostojeństwem postać króla w łachmanach Pustelnika.

Młodzież potrafi tutaj na ogół unikać tego, w co najłatwiej popaść: fałszywego patosu, rozrzutności gestów, nadużywania głosu. Dobrze to świadczy o wartości metod nauczania w PWST… Sztuka jest grana z tłumikiem, kameralnie, czasem raczej nie dostaje ekspresji dramatycznego wyrazu, niż jest go w powierzchownym nadmiarze. Nadaje to jednak całemu przedstawieniu charakter w swej istocie realistyczny, przez co i prawda psychologiczna postaci — o którą tak bardzo chodziło Słowackiemu — tym silniej wychodzi na jaw.

Nie miejsce tu na szczegółowe omówienie ról poszczególnych adeptów aktorskiej sztuki, którzy występują w tej Balladynie. Ale w każdym razie należy wymienić niektóre bardziej interesujące ujęcia.

Zaliczyć do nich trzeba przede wszystkim pracę Felicji Tiberger w stawiającej tak wielkie wymagania roli Balladyny. Młoda aktorka dysponuje wybornymi warunkami głosowymi i wydaje się być powołana do przyszłych sukcesów w wielkim repertuarze dramatycznym. Potrafi ona konsekwentnie odtworzyć rozwój psychiczny Balladyny, uzasadnić, omal uprawdopodobnić jej ponurą „karierę”, uwypuklić oderwanie się Balladyny od ludu, z którego wyszła i antyludową koncepcję tyrańskiego panowania. Z czasem przyjdzie też rozwinięcie i usprawnienie zdobytych już przez aktorkę środków wyrazu.

Nader interesująco ukazują swe role: Irena Szymkiewicz jako Skierka i Zdzisław Leśniak jako Chochlik (w pomyśle Bardiniego raczej pokraczny diabeł Chochło). Oczywiście, zasługą przede wszystkim reżyserii jest śmiałe ustawienie ról tej pary „diablików” i przepisanie jej szeregu celnych zagrań. Ale zasługą wyłącznie obojga młodych aktorów jest to, iż koncepcje reżyserskie znalazły w ich grze uzewnętrznienie.

Do tych sukcesów doliczyć należy rolę Grabca w wykonaniu Wiesława Gołasa. Grabca nieraz interpretuje się w teatrach fałszywie, „po linii” postarzenia i skarykaturowania. Tymczasem ten „z chłopa król” to jurny junak i Gołas słusznie gra młodego sprytnego parobczaka, który i w płaszczu królewskim nie traci rezonu.

Inteligentnie i wcale aktorsko dojrzale mówił tekst Kanclerza Franciszek Pieczka, dość niewdzięczny scenicznie tekst Filona Jerzy Fornal. W epizodach z powodzeniem zagrali Zygmunt Listkiewicz i Mieczysław Czechowicz. Grający Fon Kostryna Jerzy Dobrowolski wydaje się być utalentowanym studentem PWST; ale miał rolę nie odpowiadającą rodzajowi jego uzdolnienia i im bardziej w głąb sztuki, tym mu szło gorzej. Słabo wypadły role Aliny Goplany i Kirkora, aczkolwiek i Danuta Gallert zdobywała się na akcenty szczerego wzruszenia.

Nad stroną plastyczną widowiska czuwał Romuald Nowicki, pod którego kierunkiem słuchacze Wydziału Scenografii ASP opracowali dekoracje i kostiumy, z niewielu najprostszych elementów stwarzając parokrotnie ciekawe fragmenty scenoplastyczne. Razi jednak las nadgoplański, pogrążony w odpychającej martwocie zimy, gdy w tekście wciąż się mówi o wiośnie. Wzbudzają współczucie chudopacholskie zbroje rycerzy. Ale na tym szarym tle tym silniej rysuje się błazeński płaszcz króla-Grabca i majestatyczny płaszcz królowej-Balladyny.

Muzyka Tadeusza Bairda – bardzo sugestywna.

[data publikacji artykułu nieznana]

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji