Amerykanin w Pałacu Kultury
Kiedy obejrzałem ostatnią próbę generalną Amerykanina w Warszawie, odniosłem silne wrażenie, że ten spektakl tyle przypomina poziomem Amerykanina w Paryżu, co Warszawa — stolicę Francji.
Było to przygnębiające, bo mała scena Teatru Studio to jedno z najciekawszych teatralnych miejsc w Polsce, a pomysł zrobienia z tym właśnie zespołem pastiszu słynnych musicalowych numerów samego Gershwina wydawał się wręcz uwodzicielsko efektowny. Ale przed obejrzeniem.
Sypało się wszystko — nie tylko aktorzy. Jak zgrzyt żelaza po szkle brzmiał w całości ton fałszu. Zaaranżowana przez Stanisława Radwana muzyka była wykonywana ściśle według partytury, ale bez związku z tym, co się działo na scence pokrytej jasną, błyszczącą posadzką. Obroniło się wtedy zaledwie kilka scenek — przede wszystkim w wykonaniu Marty Dobosz.
Ale rolę Tommy’ego czyli J. Thomasa Vendergriffa IV (akcja toczy się ściśle wedle reguł gatunku, w wyższych sferach — stąd fraki, pióra, toalety i balety) na zmianę z Wojciechem Malajkatem gra Piotr Siwkiewicz. (Od czasu Złego zachowania to jego pierwszy występ sceniczny w Warszawie).
Poszedłem więc, aby porównać obie obsady i — nie poznałem tego przedstawienia. Metafizyka teatru, ot co. Różnicą nie dotyczyła tylko głównej roli, lecz całości spektaklu. Cały zespół od razu znalazł właściwy ton. Ścisły dialog orkiestry z działaniami aktorów powodował, iż spektakl uzyskał trafny, dynamiczny rytm — bez uprzednich dziur. Piotr Siwkiewicz nie zmarnował tych paru ostatnich lat. Można się też spodziewać, że i jego zmiennik będzie miał lepsze dni w Amerykaninie. Oby.
Scenariusz powiązał w całość osiemnaście słynnych piosenek-scenek, śpiewanych i tańczonych w skomplikowanych układach choreograficznych. Cytat goni cytat. Ale nawet widz, który nie oglądał ani jednej komedii filmowej z Fredem Astairem (ta postać to symbol gatunku — dlatego jest obecny na plakacie i w programie) odczyta tę bajkę musicalową. Tytuł nie ma żadnego uzasadnienia — oprócz tego, że reżyser Michael Hackett polubił zapewne Warszawę i Pałac Kultury, i w drugiej części spektaklu użył dowcipnej kurtynki z motywem charakterystycznej iglicy.
Hackett opracował w tym miejscu już drugie — po Metamorfozach w Dramatycznym — przedstawienie. Podobnie kokietujące teatralnością. Może będą następne?
Teatr Studio w Warszawie. Amerykanin w Warszawie. Piosenki George’a i Iry Gershwinów. Reżyseria i ruch sceniczny Michael Hackett, instrumentacja piosenek Stanisław Radwan, przekład piosenek Jerzy Siemasz, scenografia Krystyna Kamler, taniec Melissa Monteros. Premiera luty 1992.