SŁONECZNIKI
Drugim szczęśliwym wznowieniem są "Słoneczniki" Teodozji Lisiewicz, grane w "Ognisku Polskim" w obsadzie, która odniosła sukcesy podczas ostatniego objazdu po kontynencie. Echa przedstawienia znalazły się w korespondencji z Paryża prof. Z. L. Zaleskiego. W Londynie sztuka nie była nowiną, zdawał z niej sprawę ówczesny recenzent K. Sowiński w r. 1949. Już wtedy jednak można było zaryzykować proroctwo, że sztuka ta, która powstała, ale nie była grana we Lwowie z powodu wybuchu wojny, wejdzie na stałe do powojennego repertuaru teatralnego. Występują w niej, jak wiadomo, tylko trzy postacie kobiece: Matka, Córka i Służąca. W pierwszej obsadzie grały je p. J. Domańska, J. Katelbachówna, która debiutowała w tej sztuce, i J. Sempolińska.
Rolę Matki objęła tym razem Romana Pawłowska i z tak szczerym rozmachem komediowym przeprowadziła ją przez całą sztukę, iż powstał popis aktorski stwarzający wrażenie widzom, iż i są nie gdzieś na widowni teatru emigracyjnego, ale w prawdziwym warszawskim teatrze, np. Małym, mającym za sobą tak piękne tradycje teatru komediowego. Interpretacja p. Pawłowskiej mogła też rozprószyć nieporozumienia co do groteskowych lub farsownych akcentów sztuki, jakie jej przypisywano pod wpływem bardziej melodramatycznego lub burleskowego ujęcia. Każda sytuacja, każde najmniejsze drgnięcie akcji znajdowało pełny wyraz w grze odtwórczyni, nic w tym więc dziwnego, że sala grzmiała od oklasków i śmiechów wybuchających raz po raz. Znów żywiołowość zapanowała na naszej scenie emi-gracyjnej.
W roli Córki wystąpiła bodaj ze swą pierwszą pełną rolą p. H. Mirecka, dając samodzielne ujęcie postaci młodej studentki biologii, leżące bardziej po linii wskazań naszego recenzenta. Podkreślony został przy tym kontrast między romantyczną matką i przedstawicielką młodego pokolenia. W roli Służącej wystąpiła autorka sztuki, odważając się ją objąć po swej wybitnej poprzedniczce. Powstała bardzo konsekwentna interpretacja postaci, która również znalazła zgodne uznanie widzów. Bardzo miłe dekoracje p. J. Smosarskiego połączyły schludność nowoczesnego wnętrza z tradycyjnym motywem pieca kaflowego oraz krajobrazem wolnego Lwowa. Staranna reżyseria p. W. Mireckiego wydobyła wszystkie walory sztuki i dała aktorom pełne pole do popisu.
Sztuka ta, w swej obecnej obsadzie powinnaby się długo utrzymać na afiszu, zwłaszcza, iż może znaleźć uznanie i w szerokich rzeszach młodego pokolenia emigracyjnego, coraz bardziej łaknącego rzeczy szczerze polskich, a zarazem odpowiadających jego sposobowi myślenia. W lwowskim słońcu poczęte "Słoneczniki" nic nie straciły ze swej barwy i żywości.
[data publikacji artykułu nieznana]