Artykuły

Napój miłosny dla każdego

Gmach Opery Wrocławskiej już od kilku dni przyciągał uwagę przechodniów kolorowymi flagami zapowiadającymi premierę Napoju miłosnego Gaetano Donizettiego. Pierwsza w tym sezonie premiera operowa zbiegła się prawie z pierwszym śniegiem, który przyozdobił swą bielą szare miasto, tak jak kwiaty, oklaski i ta cala atmosfera premierowa przyozdobiły zwykłą operową codzienność.

Napój miłosny należy do klasyki repertuarowej. Swoim charakterem przypomina opery komiczne Rossiniego. Komizm sytuacyjny, komizm postaci, ale także dużo momentów lirycznych — to był pretekst dla kompozytora do napisania niezliczonej ilości pięknych arii, dających okazję śpiewakom do zabłyśnięcia swoimi walorami i umiejętnościami wokalnymi. Każda aria wymaga swoistego aktorstwa głosowego i zróżnicowanego wyrazu.

Tym razem panowie byli górą — nie tylko dlatego, że wynika to z libretta Zbigniew Kryczka jako Dulcamara zdecydowanie ożywił swoim aktorstwem cały spektakl. Byt komiczny, ale nie przerysowany, a przy tym dobrze śpiewał bardzo popisową i wirtuozowską partię. Również przekonywający byt Adam Urban jako sierżant Belcore. Krzysztof Bednarek w partii Nemorina był na początku bardzo stremowany, ale potem rozśpiewał się i „otworzył” aktorsko. Stworzył piękną liryczno-komiczną postać. Widocznie wypicie napoju miłosnego bardzo mu w tym pomogło… Izabela Łabuda jako Adina błyszczała urodą pięknie nosiła efektowne suknie i w miarę swoich możliwości wywiązała się z niełatwej partii. Aleksandra Lemieszka-Myrlak, w roli Giannetty, nie miała chyba możliwości pokazania swoich umiejętności. Zwróciła jedynie moją uwagą miłą barwą głosu.

Napój miłosny — to opera komiczna, więc taka forma, którą już tylko niewielki krok dzieli od operetki. Oglądając ten premierowy spektakl odniosłam wrażenie, że reżyser Giovanni Pampiglione z Wioch o tym nie pamiętał. Większość scen to sceny zbiorowe, których ważkim elementem — nie tylko muzycznym, ale również dramaturgicznym — jest chór. Reżyser zupełnie tego nie wykorzystał. Potraktował chór jako jeden z elementów dekoracji, ustawiając żywe obrazy, na których tle główni bohaterowie rozgrywali całą akcję. Było to wizualnie ładne, ale trochę nudne i dramaturgicznie mało uzasadnione. Nawet gdy przez scenę przejeżdżał pociąg i parowóz buchał parą, to nikt na scenie nie zwracał na to uwagi, wpatrując się w tym czasie w dyrygenta. Oczywiście, stały kontakt z dyrygentem jest konieczny, ale nie powinien on, moim zdaniem, wpływać na kształt dramaturgiczny spektaklu. Może trochę techniki w postaci kamery i monitorów telewizyjnych rozwiązałoby ten odwieczny problem?

Scenografia, którą przygotował Santi Migneco (również z Włoch), ogranicza się do zabudowania sceny czymś, co przypomina fragment zabudowy pałacowej. Jednak najważniejszym elementem dekoracji były kostiumy, utrzymane u, pastelowych barwach, niektóre bogato zdobione. Kostiumy te określały charakter postaci, pomagały w aktorstwie i zrobiły cały ten spektakl od strony wizualnej.

Chór przygotował Janusz Mencel, a całość od strony muzycznej przygotował i prowadził Kazimierz Wiencek.

Dla pięknych włoskich arii, śpiewanych w języku oryginalnym, na pewno warto Napój miłosny zobaczyć.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji