Najważniejsze jest wejście
- Nie wyrzekłam się niczego dla teatru, a gram 60 lat, na scenie to niewiele - śmieje się jubilatka HALINA GRYGLASZEWSKA. - Czas wolno płynie, bo ulegamy magii teatru. Proponujemy prawdziwą nieprawdę - mówi aktorka, która uważa się za szczęśliwą, bo może grać.
Ról zagranych przez Halinę Gryglaszewską nie da się wyliczyć, zajmują parę stron maszynopisu! A przecież każda postać, w którą wciela się aktorka, jest kreacją, której się nie zapomina. Dla starszego pokolenia była niezapomnianą Dulską w "Moralności pani Dulskiej" G. Zapolskiej, przejmującą Klarą Zachanassian w "Wizycie starszej pani" F. Dürrenmatta, Pallas Ateną w "Nocy listopadowej" S. Wyspiańskiego. Ogólnopolska widownia mogła poznać jej kunszt w Teatrze Telewizji, gdzie wystąpiła w wielu spektaklach, zaliczanych do złotej setki polskiej klasyki. W rzadko inscenizowanej "Niespodziance" Karola Huberta Rostworowskiego stworzyła wybitną kreację Matki. Gryglaszewska nie stroni od ról współczesnych i komediowych. W Teatrze Bagatela wystąpiła gościnnie w "Najstarszej profesji" Pauli Vogel. Grała także w filmach. W "Ziemi obiecanej" Andrzeja Wajdy wystąpiła w epizodycznej, ale niezwykle mocnej scenie jako Malinowska. U Krzysztofa Kieślowskiego wprowadziła znaczącą postać Ciotki w "Podwójnym życiu Weroniki". W czwartek po spektaklu "Kordiana" w TJS przyjmowała dowody uznania i szacunku. Otrzymała Złoty Medal Gloria Artis przyznany przez ministra kultury oraz odznaczenie Honoris Gratia od prezydenta miasta Krakowa.
Hala z wariackiej rodziny
Rodzice Haliny Gryglaszewskiej mieszkali we Lwowie. Ojciec uciekał przed branką austriacką, bo nie chciał iść do wojska. Jechali na wschód, aż ostali się w Charkowie. - Pochodzę z trochę wariackiej rodziny. Ojciec grywał w teatrze Politechniki Lwowskiej i o mało co nie został zawodowym aktorem. Pamiętam jak do Charkowa przyjechał Szaliapin - znakomity śpiewak. Mimo tego, że była rewolucja, rodzice na zmianę zostawiali dzieci w domu i chodzili stać po bilety "na Szaliapina" - wspomina Gryglaszewska. - Rodzice nie mogli odżałować, że do Polski wrócili prostą drogą, bo mieli okazję płynąć przez Japonię, ale spóźnili się na statek - opowiada aktorka. - Myślę, że z tego biorą się różne moje wariactwa - dodaje.
Bandaże i drewniaki...
... miała Hala na nogach, kiedy przyjechała do Krakowa, zdawać do Studia Aktorskiego przy Teatrze im. J. Słowackiego. Za sobą tułaczkę: Lwów, Tarnów, Nowy Sącz, Brześć nad Bugiem, Wilno, Warszawa, znów Tarnów. I przeżycia z II wojny światowej: ucieczkę ze stolicy za harcerskie działania konspiracyjne, podobnie jak jej mąż, który zginął w Oświęcimiu. Gryglaszewska wcale nie chciała zostać aktorką. - Przyjechałam do Krakowa z przemyślanym projektem teatru dla dzieci. Wystąpiłam z tym, chcąc studiować reżyserię, ale takiego wydziału wtedy jeszcze nie było. - Co pani ma, co pani umie? - spytali mnie na egzaminie. Może powie pani Mickiewicza, albo Słowackiego? Umiałam tylko żartobliwy wiersz Kornela Makuszyńskiego "O księżniczce zamienionej w kobyłę" - wspomina aktorka. - Na nogach miałam bandaże, bo drewniaki obijały nogi, byle jaką sukienczynę. No, to mam to już z głowy, pomyślałam - wspomina. Ale dostała się. To był pierwszy kurs aktorski dla dojrzałych już ludzi. Studiowali razem znią Gustaw Holoubek, Aleksandra Śląska, Halina Mikołajska.
Gra w szachy
- Za kulisami! Sam Jerzy Leszczyński! Wydawało się to nam niemożliwe, a ja to widziałam - wspomina Gryglaszewska. Opowiada, że miała szczęście widzieć też występy Juliusza Osterwy, który już był chory... Dla niej samej mistrzem był Władysław Woźnik, który w studiu uczył wiersza. - To on mówił, że poetę należy szanować, zachowywać średniówkę, wydobywać końcówkę, a przede wszystkim sens - mówi Gryglaszewska, która sama później uczyła w PWST. - Nie tylko uczyłam moich studentów rzemiosła, ale zapraszałam do domu całą grupą. Siadali na podłodze w salonie i wyjadali konfitury z derenia, które robiła moja mama - wspomina pani profesor.
Absolutna cisza
Kiedy na widowni słychać ciszę, to znaczy, że ludzie wstrzymali oddech. - To jest ta najcudowniejsza dla aktora nagroda - mówi Gryglaszewska. - Widz zapomina, że jest w teatrze, wtapia się w to, co dzieje się na scenie - dodaje. Ten dreszcz i czar poczuła pierwszy raz jako Pani Noc w "Niebieskim Ptaku" Maeterlincka w reżyserii Marii Billiżanki, w sztuce, którą później reżyserowała sama. Ale najbardziej lubi rolę "Wariatki z Chaillot" Giradoux w reżyserii Krystyny Skuszanki.
Wszystko lubię
- Teatr, kino, telewizję. Tu się zapali lampka na czerwono, i tam trzeba patrzeć, tu się coś nagrywa. A w teatrze jest cisza. Magia, czar. To i to lubię - mówi jubilatka. A trema? Jest zawsze. To napięcie i skupienie. Doświadczenie daje to, że można opanować to coś w środku. Ale najważniejsze jest wejście i pierwsze słowo - twierdzi artystka.